Jeden z rzymskich triumfatorów, Krassus, chcąc dorównać Cezarowi i Pompejuszowi sukcesów militarnych, najechał Partię. Partowie zmobilizowali armię, a następnie zaatakowali i pokonali Rzymian pod Carhae. Po klęsce bitwy pod Carhae większość legionistów zginęło, żyjący zostali przez Partów wysłani na ten teren Marigiany (państwo blisko Chin), by zbudowali sobie własną, samodzielną wioskę. Wioska przez pewien czas się rozrastała, mimo kontaktów z ciemniejszymi Partami, Rzymianie zachowali jasne włosy oraz... zielone oczy. Czcili także byka (co na pewno nie zdarza się w Chinach), zwierzę znane w Rzymie jako bóstwo. Co ciekawe, żyjący w tej wiosce ludzie do dziś uważają się za potomków Rzymian. "Legioniści" wzięli udział w bitwie z Chińczykami, wspomagając Hunów. Niektórzy zastosowali ciekawą taktykę: ustawili swe tarcze w cztery strony, także w górę, co bardzo przypomina znaną technikę, jaką jest "żółw". Mimo wsparcia Hunowie przegrali, a do niewoli dostało się 1500 żołnierzy, a wśród nich: ok. 145 legionistów Krassusa. Znowu zostali wysiedleni do wioski, prawdopodobnie przez Rzymian nazwaną, Liqian. Sama nazwa wioski jest podobna do słowa "legion". W okolicy znaleziono pozostałości, według kilku poszukiwaczy, rzymskich fortyfikacji, rzymskich monet, a także szkielet człowieka o niespotykanym w Chinach wzroście: 180 cm. Według niektórych historyków rzymski generał rozkazał, by legion uciekł z pola bitwy, a następnie skierował się w stronę Chin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz